środa, 29 września 2010

Rękopis znaleziony w... Lipsku

Dawno już należny mi wakacyjny odpoczynek od zmagań z całoroczną rzeczywistością nie był tak bardzo wypełniony muzyką i doznaniami z niej płynącymi, jak właśnie w tym roku. A wszystko zaczęło się od wiadomości, że mój ukochany artysta z krainy muzyki "poza-organowej" odwiedzi niemiecki Lipsk, by razem ze swoją orkiestrą dać genialny - jak się później okazało - koncert. Nadarzyła się więc doskonała okazja do zobaczenia i usłyszenia mojego ulubionego Petera Gabriela, ale także odwiedzenia miasta, z którym nierozerwalnie związana jest postać samego Jana Sebastiana Bacha. Takiej okazji nie mogłem oczywiście przegapić. Bez zastanowienia skorzystałem z dobrodziejstw internetu i w rezultacie już po kilku dniach na moim biurku leżały bilety na koncert i pociąg (co ciekawe czeski, bo o połowę tańszy od naszego kochanego PKP) oraz rezerwacja w jednym z lipskich hotelików.

Nie zdążyłem się nawet zorientować kiedy to na kalendarzu pojawił się wrzesień i nastał tak bardzo wyczekiwany urlop. 11 dnia tego właśnie miesiąca przywitał nas (w sensie moją Ukochaną i mnie) potężny lipski dworzec kolejowy, a zaraz po nim cała reszta miasta żyjącego na każdym kroku postacią Jaśka. Czekoladki w formie piszczałek, strugaczki i ołówki z podobizną Bacha (oczywiście "made in China"), czy też koszulki z fragmentami jego zapisów nutowych, wszechobecne były niemal w każdym sklepie. Ale to przecież nieodłączny element dzisiejszego świata komercji. Starałem się jej wystrzegać ile tylko można. Wolałem bowiem nastawiać się na prawdziwą radość i doznania płynące z faktu zetknięcia się zarówno z miejscami, w których niegdyś żył i tworzył mistrz barokowej harmonii, jak również z przedmiotami z jego życia oraz - a może przede wszystkim z rękopisami, jako namacalnymi (oczywiście nie licząc dzielącej mnie od nich szyby) dowodami na istnienie tej Boskiej muzyki. Ogromne wrażenie wywarło więc na mnie spotkanie "na żywo" z charakterem jego pisma i sposobem zapisu muzycznej myśli, w którym z jednej strony można było dostrzec niesamowity artyzm każdej pojedynczej nuty, z drugiej zaś bałagan w postaci pokreślonych taktów, czy też luźnych notatek stawianych w dowolnym niemal miejscu.

Dopełnieniem mojego gargantuicznego zadowolenia płynącego zarówno z koncertu w lipskiej Arenie (na którym nawiasem mówiąc doskonale skompletowana New Blood Orchestra oczywiście z Peterem na czele, dała mistrzowski popis instrumentalno-wokalny [linki do fragmentów poniżej]), jak i z obecności w mieście Bacha, mogła być już tylko sposobność usłyszenia organów, na których niegdyś koncertował mistrz. I tak organy Sauera w kościele św. Tomasza (to te ze zdjęcia powyżej) dane mi było usłyszeć tylko przez chwilę podczas zakończenia niedzielnej uroczystości, ale za to w kościele św. Mikołaja przywitały mnie donośne i rewelacyjnie brzmiące 84 głosowe, dostojne organy Friedricha Ladegasta, na których ktoś aktualnie ćwiczył.
Połączenie doskonale rozchodzących się dźwięków z pięknym i nietypowym wnętrzem świątyni sprzyjało kontemplacji. Przeniosłem się w czasie wyobrażając sobie, jak niegdyś ta sama niebiańska muzyka płynęła wprost spod rąk i nóg* nieśmiertelnego już teraz Bacha. Z jednej strony zazdrościłem ówczesnym, którym dane było obcować z tym pięknem, a z drugiej byłem wdzięczny, że mimo upływu ładnego już przecież kawałka czasu, po dzień dzisiejszy zachowały się wspomniane wcześniej rękopisy, dzięki którym muzyka Bacha wciąż bierze udział w tworzeniu dalszej historii ludzkości, zachwycając nas swoją oryginalnością, pięknem i ponadczasowością, ot choćby jak poniższe (nawiasem mówiąc skomponowane w Lipsku) preludium chorałowe "Nun komm der Heiden Heiland".



* ciekawostką jest odwieczny spór naukowców, muzykologów i wszelkiego rodzaju znawców nad tym, czy Bach mógł z racji swojego niskiego wzrostu grać używając pięt, czy tylko samych czubów...



A oto obiecane linki do fragmentów koncertu "New Blood" Petera Gabriela (ze względu na lepszą jakość odeślę Was na koncert, który miał miejsce nieco później we Włoszech):

Digging in the dirt
Solsbury Hill
My Body is a cage