wtorek, 26 kwietnia 2011

Śrub śrub śrub

W ostatnim czasie tematy pojawiające się na blogu stały się bardzo powiązane z ważnymi dla mnie wydarzeniami, do których z całą - ogromną - pewnością zaliczę również to. Długo zastanawiałem się, czy w ogóle pisać cokolwiek w tej kwestii ponieważ sam temat, a przede wszystkim biznes, jaki na pojawiające się hasło "ślub" automatycznie się tworzy, powoduje u mnie efekt raczej... odwrotny. Postanowiłem jednak podzielić się z Wami swoimi odczuciami, by po pierwsze nadrobić blogowe zaległości, a po drugie chociaż trochę ulżyć sobie w codzienności przedślubnej. Dlaczego jest ona taka trudna? Otóż na każdym kroku trzeba uważać na nazwijmy to "ślubne hieny", które czyhają na biednych prawie zaślubionych, by przykręcić im "śrub śrub śrub" taką właśnie finansową śrubkę i znacznie uszczuplić wypchane przecież po brzegi portfele - nikt nie zakłada, że ktoś pragnie zawrzeć związek małżeński z ukochaną osobą nie dla tych wszystkich ciuchów, kwiatów, "Ave Marii", wesel i innych wystawności, że o modnym w ostatnim czasie wklejaniu swoich ślubnych zdjęć na "fejsbukach" nie wspomnę. Oto kilka autentyków ilustrujących jak wygląda proces o wdzięcznym tytule "śrub, śrub, śrub":

1. Sklep z garniturami:
- W czym mogę pomóc?
- Poszukuję prostego, normalnego, raczej taniego garnituru. Może coś z tych?
- A na jaką okazję?
- Ślub. ("śrub, śrub, śrub")
- O nie! Proszę pana, tych garniturów nie może pan oglądać! [bo za tanie] To są garnitury robocze! [zapewne będzie to odgrywało ogromną rolę podczas najważniejszej dla nas samej ceremonii] Proszę zobaczyć te, świetny materiał prawda?

2. Kwiaciarnia:
- Chcieliśmy taki prosty bukiet z tylu a tylu tulipanów.
- Proszę bardzo, żaden problem, przygotujemy taki za ok. 50 złotych. A na jaką to okazję?
- Ślub. ("śrub, śrub, śrub")
- A to musimy mieć więcej czasu. To nie można tak byle jak. Bukiety ślubne [które niczym nie różnią się od normalnych, przynajmniej wg. naszych założeń] kosztują ok. 150 złotych.

3. Kancelaria parafialna I:
- Proszę o wszelkie dokumenty niezbędne do zawarcia związku małżeńskiego w innej parafii.
- [pomijam gesty i parsknięcia pani z kancelarii, będące wyrazem ewidentnego niezadowolenia, że owieczki uciekają do innej zagrody i tam postanawiają złożyć "dobrowolną" ofiarę] Ksiądz proboszcz ustalił cennik. I tak za akt chrztu, bierzmowania oraz przekaz pobierana jest opłata 80 złotych. ("śrub, śrub, śrub")

4. Kancelaria parafialna II:
- No to terminy i wszystkie kwestie mamy załatwione.
- Cieszymy się bardzo.
- To teraz państwo chcieliby pewnie złożyć "dobrowolną" ofiarę. Przyjęło się w naszej parafii, że jednak ofiara ta wynosi nie mniej niż 500 złotych. ("śrub, śrub, śrub")

Takich przykładów śrubowania można by jeszcze mnożyć, zwłaszcza gdy w grę wchodziłyby wesele, fotograf, kosmetyczka, fryzjer, limuzyna...

Jest jeszcze jedna istotna kwestia związana ze ślubem, która również daje możliwość śrubowania oraz pole do popisu dla wszelkiej maści "fachowców-muzyków". Tak właśnie, muzyka podczas ceremonii, bo o tej weselnej nie będziemy wspominać... Tu pojawia się masa tak zwanych zespołów ślubnych, które swą "grą" uraczą dostojnych gości, no przynajmniej taki mają zamiar. (przykład) A goście przecież nie wyobrażają sobie ślubu bez tych - przepraszam za określenia, które teraz padną - wyświechtanych "marszy Wagnerowsko - Mendelsonowskich", modnych ostatnio motywów Rubikowych w przeróżnych aranżacjach, tudzież wszystkich możliwych "kombinacji AveMaryjnych": z trąbką, skrzypcami, fletem, harfą, piłą śpiewającą i oczywiście organami... marki Casio lub Yamaha. Wszystko (z wyjątkiem Rubika) z powyższego przykładu owszem, może być ładne, bo jest klasyczne, pod warunkiem oczywiście, że zostanie wykonane z klasą i odrobiną gustu.

Moim marzeniem jest jednak wypełnić tę najważniejszą chwilę muzyką nieco mniej "poobijaną" i skrzywdzoną. Wiem także, że rezygnując zupełnie ze "standardów" znacznie naraziłbym się niektórym obecnym gościom, dlatego muszę pójść na jakiś kompromis - wybrać coś, na co ludzie mniej muzycznie zorientowani nie będą się krzywić, ale zarazem coś jak najmniej związanego z etykietką "ślub". W związku z tym chodzi mi po głowie póki co taki oto zestaw "zamienników". Pewnie jeszcze nie raz się zmieni, bo znając życie okaże się, że ciocia Gienia i wujo Stachu mają alergię na Bacha i przecież nie wypada ich aż tak narażać...