środa, 10 sierpnia 2011

Wakacyjny trip marzeń

Idąc ostatnio jedną z ulic mego miasta i rozmyślając o tym, że blog ma już dwa lata i wypadałoby to zacne wydarzenie uczcić jakimś ciekawym postem, nagle wciśnięto mi do ręki ulotkę (dosłownie wciśnięto, bo zazwyczaj grzecznie dziękuję i odmawiam przyjęcia), która wręcz zmusiła mnie do napisania tego tekstu, a w której to ulotce biuro podróży zapraszało mnie na wakacyjny trip marzeń do... Od razu w głowie wyobraziłem sobie przeciwieństwo tak bardzo w ostatnim czasie obleganego przycisku "Lubię to" i niezwłocznie jedną z myśli w niego "kliknąłem". "Uwielbiam" bowiem, kiedy do naszego ojczystego języka wpychane są z każdej możliwej strony obcojęzyczne zwroty, wyrazy, nierzadko spolszczone dla konieczności zrozumienia przez innych, albo w celu uzyskania fajniejszego brzmienia, które jest bardziej "trendy" i "na topie". Czy nie ma w naszym języku piękniejszych odpowiedników? Czy to wstyd używać poprawnej polszczyzny? A może wreszcie słowo "podróż" w przeciwieństwie do słowa "trip", nie byłoby tak atrakcyjne dla potencjalnego klienta? Szczerze mówiąc, na zadane mi pytanie, gdzie się wybieram na wakacje, wolałbym osobiście odpowiedzieć, że wybieram się w podróż tam i tam, odbywam wędrówkę tam i tam, albo wreszcie dla kogoś bardziej zaznajomionego z językiem ojczystym - peregrynuję tam i tam. W tym przypadku będą zapewne tacy, którzy tripują tam i tam, albo zakupili tripa do... Istna degrengolada językowa.

Tyle tytułem wstępu. Teraz kilka słów o wakacjach, na które notabene się wybieram, ale bez pośrednictwa wspomnianego biura, a już tym bardziej nie będzie to żaden trip... Chociaż wyprawa to będzie niemała, bo przede mną blisko 600km drogi... i to nawet polskiej drogi, którą będę musiał pokonać siedząc za kółkiem. Taki los. Parafrazując cytowany przez Anioła z serialu Alternatywy 4 rosyjski zwyczaj: "żeby wyjść, trzeba najpierw trochę posiedzieć", mógłbym powiedzieć: "żeby odpocząć, trzeba się najpierw sporo namęczyć". Ale za to potem... nasze ukochane morze, plaże, spacery i błogie lenistwo.

Przed przerwą wakacyjną zaproponuję Wam zatem coś bardzo w temacie samej wyprawy: bardzo ciekawa (choć sądząc po komentarzach pod filmem dla niektórych bardzo kontrowersyjna, bo wykonywana w kościele, gdzie zdaniem wielu takie melodie nie powinny być wygrywane, bo nie zostały namaszczone Boskim dotykiem), aranżacja znanego motywu z jeszcze bardziej znanego filmu Indiana Jones. Przecież przejazd naszymi drogami jest niczym wyprawa tego największego w historii kina poszukiwacza przygód. Do miłego!