środa, 4 września 2013

Paranoja hipertranscendentalna

Do grudnia pozostało jeszcze trochę czasu, ale muzyczna bielska śmietanka miała przedsmak zimy już w wakacje. Trzykrotnie została zaszczycona obecnością pana Roberta Grudnia - jak możemy przeczytać na stronie artysty - znanego lubelskiego muzyka, solisty, producenta prestiżowych koncertów, spektakli i festiwali muzycznych, jednego z najchętniej zapraszanych koncertujących organistów w Polsce. I to ostatnie jak widać w przypadku mojego miasta by się zgadzało. Pana Roberta miałem już okazję słyszeć wcześniej, ale wtedy postanowiłem publicznie nie komentować moich przemyśleń na temat raczej komercyjnego występu z panem Agratiną. Z zamysłem zaznania potęgi muzyki organowej płynącej z tak pięknego i dobrze mi przecież znanego instrumentu, wybrałem się na pierwszy z trzech występów pana Grudnia. Kiedyś coś kazało mi milczeć. Teraz po ostatnich doznaniach z bielskiej katedry coś jednak zmusza mnie do wypowiedzenia kilku zdań na temat występu. O ile na przykład Purcell zagrany jakby z pamięci (choć z wyraźnymi jej zanikami), Ave Maria Schuberta zinterpretowana w zupełnie dziwaczny sposób i w dziwacznym tempie, Chopin z koszmarną artykulacją zagrany na bis zupełnie mnie nie poruszyły, o tyle już tańce pochodzące z Tabulatury Jana z Lublina chwilowo zaspokoiły mój ogromny niedosyt. Takie właśnie przeskoki ze strefy kiczu, jakby konieczności odbębnienia standardów, do całkiem przyjemnych rozwiązań brzmieniowych i ciekawych wykonań zupełnie mnie dezorientowały. Moje zagubienie w odbiorze ostatecznie wzmogły autorskie, jak ja to nazywam jednokopytne*, niezbyt wyrafinowane i raczej nieciekawe kompozycje pana Roberta. Zaniepokojony swoimi odczuciami po koncercie, zupełnie sprzecznymi - jak to zwykle w moim przypadku bywa - z odbiorem bielskiej publiczności, która jak zauważyłem ma w zwyczaju nagradzanie owacjami na stojąco każdy występ, niezależnie od jego poziomu artystycznego, postanowiłem poszperać trochę w internecie w poszukiwaniu jakiegoś dowodu na to, że może był to zły dzień pana Roberta, że może coś nie tak było z instrumentem, czy że wreszcie coś rozstroiło mój wbudowany odbiornik. Oczekiwałem nagrań artysty, w których przekaz i walory muzyczne, których tak brakowało mi po koncercie w bielskiej katedrze byłyby jasne, czytelne i na pierwszym miejscu. Znalazłem jednak nagrania, które pokazały mi, że taka mizeria artystyczna to swego rodzaju standard towarzyszący występom pana Roberta. Potwierdzenie znalazłem także w komentarzach innych słuchaczy, w znacznej większości brzmiących mniej więcej tak: "Nie ma to jak całoroczne koncerty Grudniowe gdzie się da i na czym da, albo kuriozalna transkrypcja utworu nie z tej epoki na instrumencie nie z tej epoki. Epokowe dokonanie od'tfu'rcze.", "'Organista' kompletnie ignoruje naturę instrumentu, na jakim ma grać.", "Pitupitupitupitu, improwizatorko-kompozytorska słabizna na miarę uczniaka.", "Bezsensowny gniot, improwizacja/utwór godna amatora! Widać po minie Pendereckiego, jak się zastanawia: co ja do cholery robię w tym cyrku...", "Po co ten internet zaśmiecać takimi przygłupiastymi pomysłami? Nie chodzi tylko o Chopina i o organy, ale o jakiś elementarny szacunek dla samych siebie... Dla mnie zdecydowanie ta mała dawka jest już niestrawna". Pełen szczerych chęci chciałem znaleźć to COŚ w interpretacjach i kompozycjach pana Grudnia, ale nie udało mi się. Może tak jest kiedy się człowiek nasłucha innych kompozycji będących zupełnymi przeciwieństwami takich (i tu również cytat) "Paranoi hipertranscendentalnych", którymi swoją publiczność raczy pan Robert. Może ta publiczność nie ma dostępu do internetu, albo w przeciwieństwie do mnie boi się wyrazić swoje zdanie. Ja w tym miejscu z publiczności tej niestety się wypisuję - mam do tego takie samo prawo, jak ci, którzy w niej są i zapewne pozostaną, bo gust i wymagania słuchacza względem artysty to bardzo indywidualna sprawa. Mój indywidualny odbiornik nastrojony jest jednak na odbiór muzyki oddalonej o 180 stopni, na przykład takiej:





* jednokopytne - w skrócie wszystko grane na jedno kopyto