poniedziałek, 16 czerwca 2014

Za dzień, za dwa, za noc, za trzy...

Dawno dawno temu... takimi słowami z całą pewnością mógłby się rozpoczynać dzisiejszy wpis... (i jakby nie patrzeć, takimi się właśnie rozpoczyna). Blog stał się dla mnie kolejnym dowodem na nieubłaganie uciekający czas. Kolejnym, bo pierwszym jest rosnący w zawrotnym tempie Malec. W zawrotnym to mało powiedziane, w tym przypadku bowiem trzy miesiące powodują, że już trzeba myśleć o wymianie butów. Jest jednak przyczyna tego blogowego leżenia odłogiem, o której w formie wyjaśnienia wszystkim oczekującym na regularne wpisy chcę teraz napisać. Przyczyna prozaiczna, ale niesamowicie absorbująca. Otóż całkiem sporo rzeczy związanych z faktem wicia sobie nowego rodzinnego gniazdka najpierw spadła z wysokości podjętej decyzji, a potem z hukiem wylądowała na mojej głowie. No i rozpoczęło się rozgryzanie zagadnień budowlanych, latanie po urzędach (jak to przystało na nasz kraj), załatwianie miliona papierków, doglądanie postępu prac oraz długie wieczory poświęcone podejmowaniu kolejnych decyzji... Odnoszę wrażenie, że moja doba ze standardowych 24 godzin zgubiła gdzieś 10, z czego w większości poświęconych zazwyczaj na odpoczynek i sen. W tym wszystkim i organów jakoś trochę ubyło. Niestety. Może trochę w myśl zasady: "coś za coś"? Stąd też dzisiejszy, oczyszczający mam nadzieję mnie trochę z zarzutów popełnienia blogowej zbrodni wpis, oczywiście o organach, których z takim towarzystwem jeszcze na tym blogu nie było.

Zwlekałem z tym przykładem bardzo długo, bo nie miałem pretekstu do jego prezentacji. Dzisiejszy wpis nadaje się moim zdaniem doskonale. U mnie burza zmian, tam burza w nieco innym wymiarze, ale najważniejszy fakt, że "za dzień, za dwa, za noc, za trzy...". No właśnie - słowa. Słowa samej Agnieszki Osieckiej (tu przy okazji podprogowo przekazuję ukłon w stronę Żony) wplecione kunsztownie w muzykę Krzysztofa Komedy przez Grażynę Auguścik, w połączeniu z organami doskonale zawiadowanymi przez Jana Bokszczanina, dają w ostatecznym rozrachunku zupełnie inny obraz znanego nam już dobrze utworu. Inny klimat, inny wydźwięk i przede wszystkim inny wymiar organów, które doskonale harmonizują z głosem i słowem. Dobrze, że powstają takie wnoszące trochę świeżości interpretacje. Takiej świeżości życzę Wam na najbliższy czas.