poniedziałek, 14 września 2009

Charakterystyka tonacyi cz. 1 - "Bezpieczne wypasanie owiec"

Aby w pełni zrozumieć przesłanie dzisiejszego posta będą potrzebne następujące rekwizyty:
- trochę zielonej, pachnącej trawy,
- dobra pogoda (to trochę poza nami),
- owcza wełna lub profesjonalny strój owcy,
- grupa koleżanek i kolegów przebranych za owce, ewentualnie lamy, jaki, kozy, etc.,
- wybrany z powyższej grupy kolega, najlepiej o spokojnym usposobieniu, przebrany w przeciwieństwie do pozostałych za pasterza,
- IPod z interesującym nas utworem.


Ale o co chodzi? Zobaczcie i posłuchajcie sami:

Wpadła mi ostatnio w ręce starawa, ale świetna bo i świetnym językiem napisana "Charakterystyka tonacyi", w której takie oto ładne zdanie stoi:

"Każdy z tonów jest albo ubarwionym, albo i nie ubarwionym. Niewinność i prostotę przedstawiamy w tonach nieubarwionych, łagodne, melancholiczne uczucia w bemolowych, dziką i silną namiętność w tonach krzyżykowych".

Postanowiłem sprawdzić te ubarwienia, nieubarwienia oraz inne namiętności, analizując w miarę możliwości tonacja po tonacji wspomnianą charakterystykę. W drodze losowania, chociaż bardziej z racji ciekawej transkrypcji organowej, która wpadła mi pod myszkę, zaczynam od tonacji B-dur. W tej to tonacji (albo lepiej tonacyi) w 1713 roku przez pana Jana B. popełniona została aria "Sheep may safely graze" pochodząca z Kantaty BWV 208. Zgodnie ze wspomnianą charakterystyką tonacja ta powinna wyrażać "błogą i pogodną miłość bez burzy, czyste sumienie, nadzieję i spoglądanie ku lepszej przyszłości". Pozostając w kontekście tytułu arii (w wolnym tłumaczeniu "O bezpieczeństwie wypasania owiec") postanowiłem zrozumieć charakterystykę wybranej tonacji właśnie z punktu widzenia, chodzenia, leżenia i siedzenia owcy (chociaż nie jestem pewien, czy owca nabyła takową umiejętność).

Kiedy już więc kolegów przebierańców rozstawiłem pod drzewami a sam przyoblekłem się w owczą wełnę, stanąłem wszystkimi czterema[!] nogami na mięciutkim zielonym dywanie pokrywającym zbocze ulubionej góry a następnie załączyłem ulubionego IPoda (za sprawą naszego polskiego bezprzewodowego internetu, który powinien być wszędzie, a wszędzie go nie ma, YouTube tam niestety nie dotarł). I gdy tylko pierwsze dźwięki bachowskiej arii popłynęły do moich "zaczipowanych" owczych uszu poczułem się faktycznie takim szczęśliwym, spełnionym zwierzakiem u boku swojego dbającego o mnie, a zatem dobrego pasterza. Jako, że jestem "TEN OWIEC" wolałbym żeby to była pani pasterz, czyli PASTERKA[?]. Do Świąt jednak jeszcze daleko dlatego pozostanę po prostu przy pasterzu i nie będę roztrząsał "tych" kwestii (w ten sposób "czyste sumienie" mam załatwione). Słuchając tę niebiańską i ponadczasową muzykę do mojej małej owczej główki zastukała nagle błoga świadomość, że nigdy nie zostanę przerobiony na kotlet a moja cieplutka wełna nie zostanie ze mnie zdarta przed nadchodzącymi zimnymi nocami. Spoglądałem zatem w tą "lepszą przyszłość" z charakterystyki tonacyj, żyjąc nadzieją na niekończącą się idyllę. A co z "błogą i pogodną miłością bez burzy"? B-e-e-e, w sensie ba, zatroszczyli się o nią przechadzający się obok, beczący coś pod nosem sami tylko dobrzy znajomi oraz absolutnie świecące nade mną słońce, żadne tam pioruny walące z lewa i prawa jak kiedyś.



W ten oto sposób odkryłem co autor charakterystyki mógł mieć na myśli, ale przede wszystkim jak należy ją interpretować. Drżyjcie więc, pozostały mi jeszcze tylko 23 tonacyje...

Zupełnie na marginesie i zupełnie na poważnie, czy po wysłuchaniu powyższej wersji też odnieśliście wrażenie, że utwór ten brzmi jakby został napisany na organy z takim właśnie "owczym" głosem?

1 komentarz: