piątek, 14 sierpnia 2015

Muzyka Organowa 2.0 - letni obiad z deserem

Nadszedł czas. Tak, nadszedł najwyższy czas na nową odsłonę Muzyki Organowej. W związku z tym nieco faktów:

Fakt 1: Długo było Wam dane czekać na ten moment, wiem. Ale jak to się mówi: "dłuższe czekanie, lepsze śniadanie". Czas już zatem wreszcie skończyć z tymi blogowymi wakacjami! Mam nadzieję, że od teraz "nasza współpraca układać się będzie, jak to się mówi, jak po tak zwanym, przysłowiowo maśle" (cyt. Zmiennicy), a czas tęsknoty za muzyką organową zleciał Wam równie szybko, jak ta Bachowska Fuga "giemol" w rękach mojego ukochanego muzycznego wariata, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu:



Skomentuję tylko krótko i dosadnie z góry przepraszając za tak zwane wyrażenie: ależ on popierdala tymi paluszkami i nogam(i/y)...

Fakt 2: Uwaga jestem głodny! Gryzł nie będę, ale odczuwam niesamowity głód konieczności dzielenia się z Wami moimi nowymi muzycznymi odkryciami, których przez rok trochę się uzbierało. Razem z nimi zgromadziło się trochę przemyśleń na temat muzyki organowej i innych utworów ze skarbca muzyki klasycznej (choć wolę chyba określenie "muzyki niepopularnej lub nieoklepanej"), w których ten cudowny instrument jest tylko, albo aż towarzyszem w podróży dźwięków. Mam nadzieję, że teraz przerwy w moim nasycaniu tego głodu będą już krótsze niż rok, w którym dane mi było funkcjonować na tymże głodzie.

Fakt 3: W związku z powyższym dzisiejszą muzyczną ucztę wzbogacą jeszcze dwie kolejne perełki. Zacznę od znanej nam już z tego bloga młodzieży, która od tamtego czasu nie próżnowała i doskonale dzisiaj to udowadnia. Wracamy do młodego, holenderskiego i bardzo utalentowanego - myślę, że można już powiedzieć - artysty, który zabierze nas dzisiaj w czesko-amerykańską wizję "Z Nowego Świata". Przed Państwem cudownie brzmiący instrument, przetranskrybowana pierwsza część dziewiątej Symfonii Dvořáka oraz Gert van Hoef i kryptoreklama znanej marki obuwia:



Za komentarz do powyższego posłużą mi kupy... yyyyyy lub jak kto woli sterty, zatrzęsienia, lawiny, z którymi mamy tu do czynienia. Przede wszystkim zalewa nas tu ogrom włożonego wysiłku i pracy w przygotowaniu rejestracji (doboru głosów), doskonale oddającej charakter tego romantycznego Dvořákowego majstersztyku. Doskonale słychać tu przecież całą orkiestrę i jej poszczególne sekcje. Pozazdrościć trzeba także temu młodemu muzykowi olbrzymiej wyobraźni i wrażliwości muzycznej. Niesamowitą lekkością gry oraz umiejętnością interpretacji, czyli właściwego spojrzenia na poszczególne przewijające się w utworze tematy i ich różnorodność (skoczność kontra dramatyzm), trafia w sam środek mojej muzycznej tarczy. Zaznaczyć trzeba też rolę marki "najki", która tym samym miała swój wkład w szerzeniu kultury...

Ale dość już tych peanów nad młodzieżą, niech w spokoju rozwija swoje talenty i sprawia frajdę swoim odbiorcom. Była letnia zupa z Koopmana i lekkostrawne Dvořákowe drugie danie, czas zatem na deser. Słodki jak cholera, z masą bitej śmietany, ale za to ze sporą ilością pożywnych owoców i ciekawej kompozycji smaczków. Przed Wami jedno z moich wspomnianych muzycznych odkryć - polski Mozart z Gostynia, niejaki Józef Zeidler i jego Missa Pastorycja E-dur z 1786 roku:



Gdyby dać posłuchać tej perełki w miarę zorientowanemu muzycznie słuchaczowi, jest wielce prawdopodobne, że na pytanie "kto to taki?", odpowiedziałby właśnie: "no jak to, przecież to Mozart". A tu taka niespodzianka. To nie łon, toż to swój i doskonała propozycja na letnie upały. Słodziutka kompozycja, napisana z lekkością, wdziękiem i polotem przywodzącym na myśl mozartowskiego ducha, w której charakteru dodają delikatnie w tle przemykające się organy. Te raz tylko towarzyszą, raz podgrywają sobie zupełnie polsko brzmiący ruralistyczny temacik powtarzający się kilka razy w ciągu całych 30 minut muzycznego deseru, a innym razem udają znowu rozlegający się z kradzionego nieopodal samochodu alarm. Tak alarm. Pan Józef widać wielkim człekiem był, bo antycypować, czyli wyprzedzać swoją epokę niewielu było dane... I takich ludzi właśnie nam trzeba i o takich ludziach tutaj będziemy - mam nadzieję, że już częściej - prawić. Powrotów czas zacząć!

Pozdrawiam gorąco.