czwartek, 8 lipca 2010

Chopin Open'er Festival 2010

Pierwsza wakacyjna odskocznia od codzienności już niestety za mną. Mało wypoczęty (bo było trochę skakania, przebierania nogami i kilka męczących przejazdów niezliczoną ilością autostrad przez cały nasz kochany kraj), przepełniony jednakże przeróżnymi doznaniami muzycznymi, wspomnę krótko o nietypowym jak na czas i miejsce wydarzeniu.

Będąc na tegorocznym festiwalu Open'er, nagle przemknęła mi przez głowę następująca myśl: ciekawe ilu organistów znajduje się wśród ponad 80-cio tysięcznej publiczności? No dobra, zwiększam prawdopodobieństwo: ilu wielbicieli muzyki organowej zagościło na tak rozmaitym muzycznie i kompletnie niezwiązanym gatunkowo festiwalu w Gdyni? Pewnym jest, że tych drugich było przynajmniej dwóch, a konkretniej nawet dwoje. Jaka myśl przeszła mi przez głowę w momencie, kiedy na scenie przed jednym z koncertów pojawił się fortepian i grający na nim kilka utworów Fryderyka Chopina sam Marek Drewnowski pewnie się domyślacie: ciekawe ilu fanów muzyki naszego wielkiego Polaka znalazło się pod sceną? Mikro szaleństwo i morze oklasków po występie artysty, dały mi jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Z całą pewnością mogłem stwierdzić, że wśród fanów Perl Jam, Cypress Hill, Massive Attack, Fatboy Slim, Grace Jones (pewien anglik rozbawił nas do łez szukając koncertu Nory Jones), Skunk Anansie, Archive i wielu wielu innych, byli i tacy, którym Chopin nie był obcy. Miło zatem, że także nasz Frycek zagościł na muzycznym firmamencie festiwalowych gwiazd.

Po dość długim powrocie do domu pomyślałem sobie, że skoro Chopin mógł zagościć na takim festiwalu, mógłby zaszczycić swą obecnością także mojego bloga. Zacząłem więc poszukiwania organowej muzyki Fryderyka (choć ta występuje niestety tylko w transkrypcjach). I tak oto natknąłem się na pewne ciekawe zjawisko - pan Cameron Carpenter, we wdzianku jak najbardziej odpowiadającym festiwalowej modzie, że o obuwiu nie wspomnę...



Pozwolicie jednak, że powyższego występu komentował nie będę, bo generalnie nie przepadając za takim cekinowym "pajacowaniem", musiałbym wyrazić się troszkę mało pochlebnie, a nie chcę tego robić ze względu na pana Chopina. Nagranie to pojawia się tu więc tylko dlatego, że jakoś tak skomponowało mi się z całą tą festiwalową koncepcją. A jako, że w tym muzycznym zakątku internetu nigdy nie było normalnie, posłuchajcie na koniec krótkiego preludium, które jak wiadomo powinno pojawić się na samym początku...

2 komentarze:

  1. Preludium E-dur- uwielbiam tę głęboką harmonię! Miałam szczęście grać tę miniaturkę na koncercie pt. "Urodziny Chopina" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. i ja tam byłem, to i owo piłem :)

    Organistą nie jestem, ale wielbicielem to już i owszem.

    Pierwszy wpis, więc od razu powiem, że poczytam sobie chętnie więcej.

    OdpowiedzUsuń