piątek, 5 marca 2010

Spotkanie z Sawą

Był gorący dzień lipcowy. Los (lub jak mawia znajomy - los andżeles) rzucił mnie tego dnia do naszej Stolycy. Wracałem późnym popołudniem z pewnego spotkania. Przechodząc obok kościoła usłyszałem delikatne, aczkolwiek na tyle wyraźne brzmienie organów, że zadziałało ono na mnie jak hamulec bezpieczeństwa w pędzącym pociągu. Nie zastanawiając się długo, obróciłem się na pięcie i pognałem w stronę wejścia. Orzeźwiający chłód świątyni oblał mnie już w momencie przekroczenia progu, a mocne jeszcze promienie słoneczne przedzierające się przez witraże, zauroczyły mnie grą niezliczonej ilości barw. Przysiadłem w ławce. Wszechobecną ciszę, której wchodząc do świątyni się nie spodziewałem, przerwało po chwili mroczne brzmienie organów na modłę Suplikacji, których prawdę mówiąc także się nie spodziewałem. Pomyślałem, że fantazja składająca się z różnorakich przeobrażeń tematu "Święty Boże" w środku lata, połączona ze wszystkimi elementami, których było mi dane doświadczyć w pustej świątyni, to nic innego, jak jakiś znak.

Zacząłem więc coraz bardziej wsłuchiwać się w każdą, niemal pojedynczą nutę, by już po chwili zdać sobie sprawę, że zupełnie nieświadomie pozwoliłem tym intrygującym dźwiękom przenikać wprost do środka mojej duszy. Im głębiej tonąłem w tej zaskakująco osobistej harmonii, tym bardziej byłem pewien czystości i duchowości oblewającej mnie muzyki. Oczami wyobraźni widziałem, jak grający organista subtelnie muska klawiaturę instrumentu, wydobywając z niego same przemyślane tylko tony składające się w nietuzinkową linię melodyczną, ale przede wszystkim zjawiskową, fenomenalną i jedyną w swoim rodzaju harmonię. Bardzo rzadko zdarza mi się doświadczać tego rodzaju przeżyć, dlatego potraktowałem temat bardzo poważnie. Śledztwo polegające na odkryciu kto i dlaczego spowodował taki, a nie inny stan, bardzo szybko wykazało sprawcę. Był nim pan Marian Sawa.

W taki właśnie dziwny sposób natknąłem się na jego osobliwą twórczość i tak oto Fantazja "Święty Boże" stała się od tamtego dnia utworem Mariana Sawy, który darzę największym sentymentem. Chciałbym dzisiaj i Was "zarazić" muzyką tego wybitnego kompozytora, organisty, akompaniatora, improwizatora i pedagoga. Zdaję sobie sprawę, że dzieląc się z Wami tą kompozycją, w dodatku we własnej interpretacji popełnionej na 51 głosowych organach bielskiej katedry św. Mikołaja, nie dostarczę Wam zapewne doznań, jakie było dane mi osobiście doświadczyć przy pierwszej konfrontacji z muzyką Sawy, ale zaryzykuję. Mam wszakże nadzieję, że ciekawe brzmienie katedralnych organów (niestety tylko w postaci amatorskiego nagrania) w połączeniu z dźwiękami poukładanymi przeze mnie w "jakąś tam całość", ukażą Wam dużą wartość i oryginalność współczesnego, ale zarazem wyważonego muzycznego języka Mariana Sawy, który w genialny sposób łączy tradycję z nowoczesnością.



Dodatkową zachętą dla zapoznania się z jego twórczością, niech będzie jakże adekwatny wiersz samego kompozytora:

Chciałbym słowa zakląć w nuty
a nuty usłowić
nieme kształty zamknąć w barwy
wszystko to ożywić
uzmysłowić
ucieleśnić
userdecznić
uduchowić
i śmiechem
i łzami
umysły roztkliwić
by chociaż w ułamku
poznać życia piękno
.

3 komentarze:

  1. Pomysł z wyłączeniem motoru na końcu trafiony! Można było trochę wczesniej ale takie zabiegi bardzo pasuja do Sawy... Ładnie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Karol Małecki8 marca 2010 11:36

    Hej! Nawet nie wiedziałem, że oprócz muzy Sawa pisał też wiersze :) Mam nadzieję, że to nie ostatni wpis o Marianie...

    OdpowiedzUsuń