czwartek, 25 lutego 2010

Mały post w Wielkim Poście

No i mamy Wielki Post. Przyszedł też czas na kolejny post na blogu. Wprawdzie do Wielkiego Piątku jeszcze daleko, ale wyobraźmy sobie, że jest właśnie Wielki Piątek 15 kwietnia 1729 roku. W kościele św. Tomasza w Lipsku gromadzi się tłum wiernych, którzy spragnieni muzycznych wzruszeń oczekują pierwszych, premierowych dźwięków mających lada moment popłynąć z instrumentów i gardeł chórzystów, kierowanych ręką mistrza Jana. W podobnych okolicznościach, tylko 196 lat później, w roku 1925 we francuskim kościele św. Sulpicjusza w Paryżu spod palców Charlesa-Marie Widora, a zaraz po nich z potężnych organów popłyną równie nieziemskie co niegdyś dźwięki, ale już nie tylko na chwałę ukrzyżowanego Jezusa, lecz również samego mistrza barokowej harmonii, który w zaskakujący sposób połączył historię pasyjną z medytacją, modlitwą, nabożnym ubolewaniem i duchowym uniesieniem. Pasja według św. Mateusza, bo o niej mowa, jest nie tylko nabożeństwem, ale przede wszystkim jednym z największych skarbów muzycznych w historii całej ludzkości, które napawają podziwem dla religijności i sztuki Bacha.

Nie dziwi więc fakt, że takie dzieło musiało doczekać się także wersji organowej, która moim zdaniem trafnie i doskonale oddaje dramatyczny, ale zarazem kontemplacyjny charakter kompozycji. Charles-Marie Widor i jego transkrypcja finałowej część Pasji, świetnie ukazują potęgę organów, które wydobywając najbardziej szlachetne dźwięki, przenoszą nas w zupełnie inną, niczym nieograniczoną rzeczywistość. Rysują pod powiekami obrazy komponujące się w historię mającą swój finał na Krzyżu.

Tak jak Chrystus w wielkim poniżeniu nabył sobie prawo do chwały i stał się dla sporej części z nas przykładem wiary, cierpliwości i wytrwałości w poświęceniu, tak muzyka Bacha, naznaczona bez wątpliwości Boskim palcem, stała się również dla wielu pokoleń nieocenionym i nieskończonym wzorem muzycznej modlitwy, zbiorem różnorodności, nieprzebranym bogactwem form, niewysychającym źródłem muzycznych znaczeń, mikrokosmosem pomysłów, skupiającym to co ważne z przeszłości muzyki, ale również otwierającym muzyce przyszłość.

Ktoś kiedyś mądrze powiedział, więc trudno się z tym nie zgodzić:
"Bóg istnieje, bo istnieje muzyka Bacha. Albo to widzisz, albo nie".



PS. Lepsze doznania gwarantowane w momencie wybrania opcji "480p" w odtwarzaczu YouTube.

2 komentarze:

  1. O tak, Bach to kwintesencja muzyki. To zadziwiające, że i romantycy, i ludzie dzisiejsi jakże często znajdują w Bachu " to coś dla siebie"... Słyszałam nawet aranżację jazzową z bliskowschodnimi motywami Pasji Mateuszowej Bacha w PR2- brzmiało nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisząc o Widorze i jego pojmowaniu Bacha, wypadałoby również wspomnieć o lekkich poprawkach, które widzimy w Finale. Mimo, że Finałowi "dopisano" zakończenie (moim zdaniem, całkiem gustowne), to dla mnie poważniejszą modyfikacją jest ta, której nie opisuje sama linia melodyczna - klimat, a co za tym idzie, przesłanie. Utwór, który w Pasji był pożegnaniem, można by rzec, kołysanką dla umarłego Ukrzyżowanego ("Ruh sanfte..."), tutaj jest potężnym wyznaniem wiary w to, że jeszcze nie wszystko skończone, i w to, że już niedługo ten sam umarły człowiek powróci w chwale jako Bóg. W końcu utwór kończy się - przeciwnie jak u Bacha - akordem durowym... Rozmarzyłem się, ale oprócz starego Widora, który potrafił to wydobyć, szacun również dla Bacha, który złożył kawałek mający taki potencjał.

    Notabene, jeśli wejdziemy w same wykonania, to podobną transformację zafundował nieodżałowany Pierre Cochereau Finałowi z Pasji wg św. Jana. Efekt równie piorunujący. :)

    Pozdrowienia dla wszystkich fanów Kantora i Francuzów, jak również dla Twórcy blogu. Tak trzymać.

    OdpowiedzUsuń