piątek, 1 lipca 2011

Mało znani a pocześni cz. 1 - "Pociąganie za sznurki"

Niniejszym rozpoczynam kolejny obok "Charakterystyk tonacyj" cykl w odcinkach o wszystko mówiącym tytule: "Mało znani a pocześni", co w wolnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej, że mowa będzie o kompozytorach, którzy albo zasłynęli z dzieł niekoniecznie pochodzących z kręgu muzyki organowej ale takowe na swym koncie posiadali, albo nie zasłynęli wcale, a mimo to ich kompozycje godne są posłuchania, tudzież polecenia. W pierwszym odcinku poruszymy temat pociągania za sznurki...

Dla niektórych pociąganie za sznurki to wspaniała sprawa. Spora część z nas uwielbia przecież mieć władzę nad wszystkimi i wszystkim, uwielbia kiedy odpowiednio pociągnięte sznurki wprawią w ruch odpowiednie koła zębate (ludzi), a te funkcjonując w harmonii rozhulają całą maszynerię w odpowiedni, a zatem satysfakcjonujący dla pociągającego sposób. Z przyczyn raczej oczywistych większość z nas nie lubi jednak kiedy takowe sznurki mu się przyszywa, że o pociąganiu za nie już nie wspomnę. Przyznam, że osobiście nie darzę wielkim szacunkiem również samych "pociągaczy"... no chyba, że należą do nielicznej grupy "pociągaczy i pociągaczek odmiennych i wyjątkowych". Są na szczęście tacy i takie. Oto przykład pani - nazwijmy ją z włoskiego "Tirando le stringhe", która z niesamowitym zaangażowaniem, wręcz poświęceniem przykłada się do odpowiedniego, rytmicznego, wypracowanego przez lata pociągania za sznurki: najpierw lewa, potem prawa, potem szybka orientacja, przełożenie i znowu lewa, prawa... Tu nie ma mowy o pomyłce, tu jest pełna kontrola nad wszystkim. Tryskająca z Tirando energia niemalże przelewa się na grającego obok pana Norberto z łysinką - z włoskiego "Norberto da calvizie maschile", a ten energię tę przelewa na stare, wysłużone włoskie klawisze, w efekcie czego pompowane przez Tirando powietrze w ekstrawagancki, ale jednocześnie fenomenalny sposób wypychane zostaje przez kilkadziesiąt warg i jeden, góra dwa języki odlane z odpowiedniego metalu. Ileż stracilibyśmy gdyby nie to poświęcenie i "fach" w ręku... a nawet w dwóch rękach pani Tirando!

Podobne zaangażowanie możemy zobaczyć u pani Asi z kabaretu "Potem", która imituje szeleszczącym papierkiem dźwięk płyty gramofonowej w sztandarowym utworze "Czerwony Autobus".

Przejdźmy zatem do sedna i posłuchajmy tego duetu:




Oto wysłuchali Państwo dźwiękowego dowodu na to, że:
1. To co przeczytaliście powyżej o pani Tirando było delikatnie mówiąc "lekko przesadzone".
2. Małe jest piękne, a jak się jeszcze dobrze pokombinuje przy sznurkach i wprawi odpowiednio tę machinę w ruch, to małe staje się nawet cudne.
3. Te kilka głosów wraz z "bzyczącym" pedałowym C i G doskonale oddaje sielankowy charakter, który ma być właśnie podstawą tworu muzycznego o nazwie pastorale (tłumaczę żeby ktoś potem nie posądził mnie, że pastorale to niekoniecznie pastorałka... nie nie, tutaj jabłko upadło znacznie dalej od jabłoni i zupełnie niepotrzebne są grudniowe Święta, by zagrać i zademonstrować pastorale). Jednym słowem wieś tańczy i śpiewa... ale ta wieś w pozytywnym tego słowa znaczeniu i o to właśnie chodzi!
4. Domenico Zipoli (1688-1726) urodzony jak nazwisko wskazuje we Włoszech, ciekawym i godnym poznania kompozytorem oraz organistą był. Znany wprawdzie głównie z utworów klawesynowych, pozostawił jednak po sobie kilka perełek organowych, z którymi warto się zapoznać. Dla tych, których zachęciło powyższe pastorale zaproponuję jeszcze ciekawą partitę a-moll - tym razem już bez pociągania przez kogokolwiek za cokolwiek.

1 komentarz:

  1. Hmm, co ciekawe, akurat ta partita przeznaczona jest na klawesyn, a na nagraniu brzmi w organowej aranżacji. Natomiast dziełek organowych Zipoli ma prawie tyle samo, co klawesynowych.

    Poza tym, Zipoli popełnił operę lub opery, sporo muzyki religijnej (msze, motety itd.) i kameralnej. Nie wiem, czy sam by siebie pozycjonował właśnie jako "znanego głównie" z utworów klawesynowych.

    OdpowiedzUsuń