czwartek, 1 października 2009

Spotkanie dwóch Mistrzów

Któryś tam dzień roku Pańskiego powiedzmy około 1720. Mistrz Jan Sebastian Bach popijając w swoim mieszkaniu trzecie już w tym dniu piwo, kreśli niemalże na kolanie - z racji przelewających się już przez jego klawesyn stert nut - "taką sobie toccatkę F-dur", nie mając zupełnie świadomości, że za dwieście lat z hakiem pojawi się na ziemi drugi Mistrz, który uczyni z tego niepozornego - w mniemaniu kompozytora - dziełka, jedno z najbardziej metafizycznych cudów na świecie. Energetyczna, ale zarazem wyważona, mądra i odkrywcza, wirtuozowska i tętniąca życiem, a więc jednym słowem fenomenalna interpretacja popełniona przez Tona Koopmana, w której precyzja krzyżuje się z emocjami, pozwala nam zaznać najpotężniejszej siły jaką dawać może barokowa muzyka organowa.

Owo wyraziste zrozumienie kompozytora z wykonawcą jakie emanuje z tej interpretacji, pozwala nam również odnieść wrażenie, jakby ci dwaj panowie siedzieli przy tym piwie razem, w jednym czasie i jednym miejscu. A jedna z ich zapewne wielu rozmów mogłaby wyglądać mniej więcej tak:

- Co tam dzisiaj tworzycie panie Pach?
-
Po pierwsze primo drogi Tonku to nie Pach, tylko Bach. Po drugie primo ultimo nie tworzę, tylko jak widzisz szkrobię sobie takie tam skoczne dziełko. A propos. Od tej cholernie wysokiej ławki i mojego jak wiesz zaledwie stu sześćdziesięcio ośmio centymetrowego wzrostu, dzień w dzień naciągać muszę moje biedne nogi, a to skutkuje znowuż obolałością miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Skończmy z tymi eufemizmami, czyżby Jaśku bolała cię dupa?
- Yyyy... niemniej jednak, czy byłbyś taki miły i machnął to jutro za mnie po sumie kochany Kupmanku?

- Janie, przecież wiesz, że nie ma sprawy. Ale czy nie mógłbyś
kochany chociaż raz powiedzieć wprost, że znowu chodzi ci o tę Annę Magdalenę, a nie o jakąś tam ławkę i twoje obolałe eufemizmy?

Gdyby do tej toccaty, jakby "uszytej na miarę" podczas właśnie takiego spotkania dwóch Mistrzów, dodać jeszcze soczyste brzmienie jednego z najbardziej znanych instrumentów niemieckich - organów Schnitgera z Hamburga, w których pomimo zniszczeń jakich doznały w trakcie II wojny światowej zachowało się ponad 80% piszczałek pochodzących z 16 i 17 wieku, otrzymamy mieszankę niemal wybuchową, do słuchania której w sposób niewywołujący uszkodzeń zarówno nas samych, jak i naszego otoczenia, potrzeba już tylko stalowych nerwów. Zatem skwituję krótko: powodzenia!



Na marginesie wspomnę tylko o nieco bardziej śmielszych "interpretacjach" rzeczonej toccaty dokonywanych przez różnych ezoteryków, którzy traktują ten utwór jako jeden z najbardziej symbolicznych na świecie, jako utwór-klucz do wszystkich tajemnic życia. Wyodrębniając w nim 7 części, przyrównują je do 7 dni stworzenia świata oraz do 7 czakramów. Traktują go jako drogowskaz w duchowej podróży. Nie wierzycie a do tego jeszcze znacie angielski? Zobaczcie sami!

2 komentarze:

  1. Piękny instrument,i świetny wykonawca. Uwielbiam dzieła Bacha w wykonaniu Koopmana.
    Przy okazji powiem, że takiego bloga było nam trzeba ;]
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam to, że o muzycznych sprawach mówisz z takim poczuciem humoru... Rozmowa Bacha z Koopmanem najlepsza ;D

    OdpowiedzUsuń