czwartek, 19 listopada 2009

Rachmaninoff vodka

Zadajcie komuś jedno proste pytanie: kim był Rachmaninow? Pierwszą myślą, jaka zapewne sporej części ankietowanych wpadnie do głowy będzie: "a tak, to ten od wódki. Straszny bimber, ale całkiem nieźle kopie... znaczy się ja nie piłem, ale słyszałem od kolegów". Drugiej części będzie dzwonić w głowie (i nie będzie to zapewne symfonia chóralna "Dzwony", którą nawiasem mówiąc Rachmaninow popełnił), ale skojarzyć to nazwisko z konkretnym utworem będzie im raczej trudno. Prawdę mówiąc sam nie wiem dlaczego tak jest, skoro nie tak dawno, bo w 1892 roku ten rosyjski kompozytor wymyślił świetny sposób na sławę i zaistnienie w świecie muzyki. Wystarczyła do tego "zaledwie" umiejętność budowania dramatyzmu i napięcia w swoich utworach. Dlaczego jednak jego muzyka tak rzadko gości w naszych głośnikach i jego niegdysiejsza popularność raczej maleje? A może to po prostu niezbyt odpowiedni czas na zadawanie takiego pytania? Może w obliczu zbliżającej się zimy i w sytuacji, kiedy nie będzie nam (w większości przypadków) dane spędzić mroźnych dni w domu na Teneryfie, mieszkaniu na Bałkanach, czy też mocząc nogi w wodach Mikronezji, automatycznie ciągnie nas do rozgrzewających trunków i nie myślimy wtedy o muzyce?

Jako, że nie chcę namawiać nikogo do regularnego spożywania alkoholu, zaproponuję Wam, mam nadzieję, równie dobry sposób na rozgrzanie w te zimne popołudnia i wieczory - utwór "hit", który z założenia miał skazać Rachmaninowa na sukces, przepełnione dramatyzmem, niezliczoną ilością kotłujących się dźwięków i zabiegów preludium fortepianowe cis-moll op.3 nr 2, oczywiście w wydaniu na organy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz