środa, 20 października 2010

Sztuka kontra "sztuka"

Wpadł mi ostatnio w ręce ciekawy artykuł, w którym brazylijski duchowny ks. Marcello Rossi, który głosi ewangelię w stylu pop oraz organizuje rockowe msze na stadionach stwierdził, że "gdyby Chrystus żył obecnie, byłby gwiazdą mediów". A wszystko za sprawą II Soboru Watykańskiego, po którego reformie popkultura na stałe zagościła w kościołach. Dopuszczono bowiem wszystkie formy "prawdziwej sztuki", które teoretycznie miały służyć uświęcaniu wiernych, ale przede wszystkim wychwalać Stwórcę. Nasuwa się pytanie, co to jest ta "prawdziwa sztuka"? Jedni przecież będą się zachwycać "sztuką" oratoriów (za przeproszeniem) Rubika, inni Sztuką mszy Mozarta (choć zestawienie tych dwóch sztuk jest zupełnie absurdalne).

Od zarania dziejów muzyka w życiu człowieka ściśle związana była z wyrażaniem emocji. Odwołując się do głębszej sfery świadomości, miała odpowiadać na jego wewnętrzne pragnienie piękna i dobra. Potem zaczęła także towarzyszyć rozrywce, w efekcie czego, zatarła się granica definicji muzyki traktowanej jako Sztuka, która wymaga od słuchacza podjęcia pewnego wysiłku prowadzącego do zrozumienia tego jakże specyficznego języka. Bo czy sztuką jest dzisiaj, w dobie komputerów i dostępności do całej palety elektronicznych gadżetów tworzyć muzykę, która miałaby coś wspólnego ze Sztuką? Odpowiedzią na to pytanie jest chyba ta niezliczona ilość "muzyków" - amatorów, którzy - o zgrozo - zaczęli także gościć właśnie w kościołach i Kościele.

Przykre jest to, że dzisiejsze szkoły "produkują" ludzi, którym muzyczne myślenie wydaje się być obce. Wpaja się im model "łatwiejszego" życia, czyli właśnie stronienie od wymagającej zaangażowania Sztuki, unikanie wyrażania opinii na podstawie swoich własnych przemyśleń. Łatwiej jest przecież zaspokoić kulturalny głód muzyczną papką, którą pod przykrywką jedynie słusznego kotleta w błyszczącej panierce albo zrazów w "zdrowym" sosie grzybowym "jakich jeszcze nigdy nie jedliście" - oczywiście bez konserwantów, serwują wszem i wobec środki (za)mas(k)ow(an)ego przekazu. A te jak widać nie chcą i zapewne nie będą promować faktycznie zdrowej formy Sztuki, do której z całą pewnością zaliczyć można byłoby piękną i bogatą w "witaminy" muzykę organową. Jeżeli już stanie się jakiś cud i na medialnej scenie zagości prawdziwa Sztuka, będzie to albo krótki jej fragment (najpewniej podany metodą podprogową), albo zaszczytu zaznajomienia się z takową dostąpią tylko nieliczni, którym los uchylił zamknięte zazwyczaj bramy do Kultury (dowód na marginesie posta).

Jak widać, to muzyka rozrywkowa uważana jest dziś bardziej za jedyną słuszną formę Sztuki... choć częściej niestety tylko "sztuki". Oto bardzo dobrze wpisujący się w ten temat, bliżej nieokreślony przykład muzyczny, który od leniwego słuchacza nastawionego na gotowy "MacDonaldsowy zestaw lekkostrawny", nie będzie wymagał wielu przemyśleń, a "kogoś wręcz przeciwnego" zmusi do zastanowienia się i udzielenia sobie odpowiedzi na następujące, przykładowe pytania:

- Czym kierował się lub pod wpływem jakich dopalaczy był improwizujący muzyk?
- Czy jest to przykład prawdziwej Sztuki, czy może tylko "sztuki"?
- Ciekawe jaką reakcją wykazaliby się słuchacze, gdyby wykonać coś takiego podczas Mszy lub innego Nabożeństwa?
- Czy takie "cuda" są raczej kiepskim pomysłem, czy przeciwnie - dobrym sposobem do odnalezienia się we współczesnym Kościele (nie mylić z kościołem)?
- Czy słuchając tej improwizacji rodzi się we mnie radość i zadowolenie, czy może raczej złość i niesmak?
- I wreszcie, czy aby z autorem bloga jest wszystko w porządku...?




PS.
Jak już się tak rozpisałem, to chciałbym tylko na marginesie wspomnieć o pewnej kwestii związanej z tematem dzisiejszego posta. Właśnie dobiega końca XVI Międzynarodowy Konkurs pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Należę do szczęśliwców posiadających dostęp do TVP Kultura, która jako jedyna telewizja w Polsce transmituje to wydarzenie. Postawię więc tylko dwa proste pytania: czy z racji wielkiej rangi oraz faktu odbywania się tylko co pięć lat, konkurs ten nie powinien zaistnieć również w ogólnodostępnym kanale TVP? Dlaczego tak się dzieje, że to właśnie ta wspomniana wcześniej "sztuka", ot choćby pierwsze z brzegu show pana Waldemara M., wygrywa z konkursem tak bardzo związanym z polskością, na promowaniu której wszystkim w ostatnim czasie przecież bardzo zależy?

Pomocne źródło przy tworzeniu posta: fragmenty tekstu p. Ireneusza Wyrwy "Czy liturgia potrzebuje muzyki?"