środa, 7 listopada 2012

On może + ona może = oni mogoł

W internecie aż roi się od baboli, czy jak kto woli językowych fąfli. I kiedy ktoś machnie się w ortografii słowa "gżegżółka", czy "rządny" albo "żądny" - bo trudny wybór zależny jest od kontekstu - to ja to jestem w stanie zrozumieć, ale pypcia można dostać, kiedy jednostki ludzkie nie za bardzo opanowawszy swój język ojczysty, wypisują innym, czytającym jednostkom ludzkim, trochę bardziej spowinowaconym z tymże językiem, takie oto przykładowe treści (dla oszczędzenia Wam nerwów podam tylko fragment opisu aukcji internetowej): "Zobacz inne moje przedmioty. Mogoł one pasować do tego zestawu."

Katar zalał komuś fragment mózgu odpowiedzialny za stosowanie wymysłu zwanego ortografią? Tragiczne i komiczne w jednym. Zauważyłem jednak na tym przypadku pewną prawidłowość, mój mózg automatycznie nastawia się chyba na tego typu kwiatki próbując odwrócić moją uwagę od takich ortograficznych, ciężkich przypadków, ponieważ pierwsze o czym pomyślałem widząc to cudo była... dynastia Mogołów. A stąd już tylko rzut beretem do "Grosso mogul", czyli słynnego koncertu D-dur Vivaldiego z drugiej dekady XVIII wieku. Ten znowu był punktem odniesienia dla naszego kochanego Pana Jana, który posiadając niesłychany dryg do organowych interpretacji dzieł innych mistrzów, bez zbytniego wysiłku przeniósł tę tryumfalną i energiczną melodię nawiązującą do ówczesnych wyobrażeń świata zachodniego o potędze XVI wiecznych władców Indii na tylko trzy pięciolinie.



I jak zwykle uczynił to doskonale, a mistrzostwo w dokonywaniu transkrypcji organowych jest jeszcze bardziej godne docenienia, ponieważ w przeciwieństwie do jego kolegów po fachu (Schütz, czy Händel), którzy podobnie jak on czerpali inspiracje we włoskiej, bardzo modnej ówcześnie kulturze, będącej kolebką stylu barokowego, pan Bach nigdy nie był w tym kraju. Jego wiedza dotycząca tego włoskiego stylu pochodziła jedynie z analizy partytur, dzięki czemu transkrybowane utwory nabierały nową, specyficzną formę. Ale czy tylko cel nadania utworowi nowego wyrazu przyświecał Bachowi podczas tworzenia zarówno tej, jak i innych transkrypcji organowych? Spekulacji w tym temacie jest tak wiele, jak wielu badaczy zechciało się w nim wypowiedzieć. Dotarłem między innymi do takich:
- autodydaktyka - przepisując obce partytury Bach miał poznawać najnowsze osiągnięcia w dziedzinie techniki kompozytorskiej (według mnie mało prawdopodobne),
- upowszechnienie literatury koncertowej,
- możliwość wykonywania fragmentów koncertu podczas mszy.

A ja nie będąc badaczem uważam, że taka praca sprawiała Jasiowi po prostu zwykłą frajdę. A to czy wówczas posiadał on do tego świadomość, że uczyni tym samym radochę muzycznym melomanom na całym ziemskim padole, których ilość idzie już w grube miliony (choć nie wiem, czy w tym przypadku nie dokonałem niedoszacowania), to już osobna kwestia i zagadka, której tutaj nijak nie rozwiążemy. Chociaż kto wie, może znajdą się tacy, którzy mogoł?