sobota, 22 września 2012

Saxorganowa tajemniczość

Od razu przyznam się bez bicia do tego, że saksofon nigdy nie należał do listy moich ulubionych brzmieniowo instrumentów. Gdyby ktoś zapytał mnie o pierwszą rzecz związaną z tym instrumentem jaka przychodzi mi do głowy, równie dobrze mógłbym odpowiedzieć: Lisa z Simpsonów oraz Candy Dulfer, która już jakiś czas temu wykonała popisowy numer z Davem Stewartem, bo gdybym miał odpowiedzieć na tak postawione pytanie zupełnie serio, chyba nie znalazłbym na nie szybko normalnej odpowiedzi. Dlaczego dopadła mnie przypadłość o nazwie "antysax"? Może dlatego, że ilekroć słyszę brzmienie tego instrumentu odnoszę wrażenie, że jest ono dla moich uszu jakieś "pumeksowate", zbyt szorstkie, zarazem zbyt miałkie, a co najważniejsze pozbawione tak ważnej dla mnie nutki tajemniczości (na przykład takiej, którą z całą pewnością posiada fagot), a która to w znacznym stopniu przyczynia się do generowania w moim organizmie większej ilości substancji dających poczucie przyjemności płynącej ze słuchania muzyki. Kiedy nie ma tej enigmatyczności, zwyczajnie czegoś mi brakuje. Dlatego nie lubię mieć wszystkiego podanego na muzycznej tacy, nie lubię kiedy wszystko jest takie ugładzone i oczywiste. Lubię się trochę "pobabrać" i "uciamtać" jak dziecko bawiące się swoimi pierwszymi w życiu posiłkami w papkowatej postaci.

I oto trzymam w ręce okładkę płyty a zdziwienie moje sięga zenitu, bo to chyba pierwszy raz, kiedy saksofon po pierwsze mnie nie nudzi, po drugie pasuje, a po trzecie nawet interesuje i zaskakuje, czym nieco zmienia moje dotychczasowe wyżej opisane podejście do tegoż instrumentu. Czy to dlatego, że występuje w duecie z organami? Odpowiedź na to pytanie znałem już po pierwszych dźwiękach płynących z zupełnie przypadkowo nabytej płyty "NEW POLISH MUSIC for saxophone and organ" Jana Bokszczanina i Pawła Gusnara. Pana Jana poznałem już przy okazji płyt z muzyką ulubionego Mariana Sawy, więc wiedziałem, że od tej strony płyta mnie nie rozczaruje. Jedyną niewiadomą był pan Paweł, a właściwie wspomniany saksofon. I właśnie o dziwo i ta strona płyty mnie absolutnie urzekła. Posłuchajcie jej fragmentu: "Mały szkic" Miłosza Bembinowa.



Dobrze brzmi taki duet, prawda? Pięknie uzupełniają się te dwa brzmienia. Są wprawdzie momenty, kiedy charakterystyczna maniera saksofonu trochę mi przeszkadza, ale to drobnostka, bo całość jest bardzo kompletna. Im więcej słucham tej płyty (Marian Sawa brzmi absolutnie nieziemsko), skłaniam się ku stwierdzeniu, że szufladkowanie danego instrumentu zupełnie nie ma sensu (tu apel do tych, którzy bez namysłu wsadzają organy do szufladki z napisem: "niedzielna liturgia i tyle"). Bałem się zestawienia moich ukochanych organów z tak zaszufladkowanym przez mnie (przyznaję, również zupełnie bez sensu) saksofonem. Kupowałem płytę ze sceptycznym nastawieniem: posłucham i pewnie odłożę do płyt zaprzyjaźnionych z zakurzoną częścią płytoteki. Ale już wiem, że będzie inaczej, a czy jest tak właśnie dzięki organom? Mogę z całą pewnością powiedzieć, że tak. Uważam, że to one tworzą specyficzny klimat, doskonale uzupełniają obraz malowany dźwiękami saksofonu, raz towarzysząc, a raz przewodząc myśli kompozytora. To dzięki nim ten bezduszny do tej pory dla mnie "chrapliwy" saksofon przestaje być krzykliwym stworem, dostaje nowego nieznanego mi dotąd brzmienia, wzbogaconego właśnie o wspominaną tajemniczość. W tym wydaniu ten duet mi odpowiada i z całą pewnością sięgnę jeszcze nie raz do podobnych nagrań. Polecam.