poniedziałek, 21 maja 2012

Wolfgang [L]amadeusz Mozart - czarodziejski flet i dwie kulki

Ciekawi mnie, czy lamy podobnie jak ludzie cierpią na brak weny? Wikipedia nic na ten temat nie mówi, ale mówi za to, że lama to udomowiony ssak parzystokopytny z rodziny wielbłądowatych, zwierzę socjalne z rozbudowanymi zachowaniami grupowymi (i to jak rozbudowanymi - oto najczęściej występujący rodzinny model: dominujący samiec i około 6 samic z młodymi), którego cechą charakterystyczną jest plucie w sytuacjach stresowych (pod to zachowanie można by akurat podpiąć również kilka innych ssaków, ale o tym może innym razem). Jest do tego zwierzęciem bardzo popularnym, na przykład niejaki Monty Python stworzył skecz na cześć lamy (Llamas). Od dzisiaj będzie jeszcze bardziej popularna - a to za sprawą Mozarta, jego czarodziejskiego fletu i dwóch kulek...

Co poniektórzy z bardziej sprośnymi myślami pewnie mówią sobie właśnie pod nosem: a to świntuch, wypisywać o takich rzeczach na takim poważnym (zazwyczaj) blogu... A my (w sensie ja autor, moja szalona wyobraźnia i niekonwencjonalne poczucie humoru) uwielbiamy się bawić takimi dwuznacznościami. Najpierw budujemy odpowiednie napięcie, kiedy to czytelnik już nie może się doczekać, co też wydarzy się z tymi kulkami i fletem Mozarta (w dodatku [L]amadeusza), mózgowe połączenia tworzą już szeroką autostradę, po której myśli czytelnika zaraz zaczną się rozpędzać, by jak najszybciej dotrzeć wprost do łóżka austriackiego kompozytora i spraw z nim związanych. Jak jeszcze takiemu czytelnikowi zdarzy się połączyć "te" sprawy ze wspomnianym rodzinnym modelem charakteryzującym lamy (zwłaszcza z fragmentem dotyczącym dominującego samca i jego sześciu samic), to przebieranie nogami, gryzienie paznokci i zaczerwienienie na twarzy mamy pewne jak w banku.

Żeby cały zabieg przyniósł pożądany efekt, wystarczy w kolejnym kroku już tylko odrzucić na bok sprośności i napisać po prostu o... wsłuchiwaniu się w uwerturę do opery "Czarodziejski flet" Mozarta, któremu towarzyszy zajadanie się ostatnimi dwiema, znalezionymi na dnie szuflady kulkami Mozarta (tzw. "Mozartkugel" [uwaga na ślinotok] - kuliste czekoladki z nadzieniem z pistacjowo-migdałowego marcepanu, oblanego nugatem, a z zewnątrz ciemną czekoladą... mhhhmmmm). Autor znalazł rozwiązanie na brak weny, jego poczucie humoru zostało dostatecznie połechtane, a czytelnik pozostaje z pytaniem na ustach: co tu u licha robi ta lama? W te pędy przyszło mi na myśl kilka możliwych odpowiedzi:
1. Jak wspomniane zostało na początku, lamy plują. Mógłbym na przykład w stresie wywołanym złością i niezadowoleniem z jakości interpretacji albo wykonania, pluć kulkami Mozarta po mieszkaniu. Tę zależność jednak odrzucam z racji faktu, że jest to wersja organowa, a tu rzadko mam do czynienia ze złością, prędzej z niezadowoleniem, ale to nie generuje u mnie na szczęście konieczności plucia.
2. Słuchając uwertury mógłbym wylegiwać się na lamiej skórze. To z racji przekonań jest zupełnie nieprawdopodobne, bliżej mi już do tego plucia.
3. Samce wykorzystywane są również do celów transportowych. Podobno mogą przenieść średnio około 30 kg na trasie 20 km. A gdyby im tak zwiększyć obciążenie, a skrócić trasę? Zakładając, że ważę powiedzmy 70 kg, taka lama mogłaby mnie ponieść kilka kilometrów, a ja w tym czasie mógłbym się delektować np. Mozartem (kulkami czy fletem, jak kto woli)... Nic z tego, maksymalna ładowność lamy - 45 kilogramów, więc pozostają mi dieta i spacerek.
4. Ostatecznie założyłem, że akurat ta lama jest zwierzęciem wyjątkowo wścibskim i po prostu lubi wtykać nos to tu, to tam...

Miłego [L]amadeusza... polecam zwłaszcza z kulkami!