piątek, 25 września 2015

Uwaga! Nadciąga chopinowska nawałnica

Jak pewnie wiadomo nieco bardziej zorientowanym w muzyce klasycznej melomanom, co pięć lat w czasie kiedy liście na drzewach się czerwienią a kasztany tłuką spacerujących w parku po głowach, nadciąga do naszego kraju chopinowska nawałnica. Chopin jest wtedy wszędzie i o każdej porze w ilościach całkiem sporych. W tym roku będzie go jeszcze więcej, bo można będzie rozkoszować się livem na YouTube oraz w modnych ostatnio aplikacjach na urządzenia mobilne. Rzesze pianistycznie wyszkolonych muzyków z całego świata przebierać będzie sprawnie paluszkami po czarno-białych klawiaturach, ukazując Chopina w indywidualnych, raczej niepowtarzalnych interpretacjach... nie ukrywajmy - najpierw przede wszystkim dla jury, a dopiero potem licznie zgromadzonym miłośnikom naszego utalentowanego rodaka. Wszyscy się wtedy będą zastanawiać, co poniektórzy nawet spierać, czy aby tempo mazurka było słuszne, czy pedalizacja w polonezie dobra, a to rubato zastosowane w nokturnie było aby chopinowskie, czy może nie za bardzo? Sport narodowy, taka nasza olimpiada muzyczna, tyle że nie co cztery, a co pięć lat.

W związku z tym musimy się troszkę do tego wydarzenia przygotować. Zaproszę Was zatem na sporą dawkę Chopina w wydaniu organowym. Transkrypcja to bardzo trudne zadanie dla wykonawcy, bo to głównie od niego będzie zależało, czy coś istotnego się nie zgubi, czy nie zatraci się charakter kompozycji. Mamy tu przecież zupełnie inną akustykę i dynamikę dźwięku. Czasami trzeba zatem wolniej, żeby właśnie nie zatracić konstrukcji, nie pogubić istotnych dźwięków, które występując tylko w komplecie dadzą ten jedyny chopinowski wyraz i niepowtarzalną harmonię. Chociaż szybko też się da, proszę:



Skoro już przy preludiach jesteśmy, to jeszcze jedno, wolniej i bardziej jesiennie:



Teraz jak to się mówi "polecimy klasyką", z pewnymi dodatkami od pana organisty, które niekoniecznie mi tutaj odpowiadają, ale w jury będą się "bawić" inni...



Trochę walca do potańczenia... chociaż tutaj bardziej do rozjechania:



A propos rozjeżdżania:



A może w ogóle w ramach konkursu powinna się odbywać "runda na organach"? Byłoby coś nowego, przyjemnego... o tak jak tu:



A na koniec polska klasyka. Byłoby zapewne bardziej sympatycznie gdyby się pani parę razy polonez nie wykoleił, ale to nie konkurs, to tylko koncert na żywo więc przymykamy ucho...



Da się? Da się! I to jeszcze jak. Organy doskonale radzą sobie w oddawaniu klimatu przeznaczonych przecież na fortepian utworów, dodając im dodatkowych smaczków, barw, czasami zupełnie innych niż tych wydobywanych ze strun uderzanych młoteczkami. Udanego Chopina 2015!

piątek, 11 września 2015

Tintinnabuli

"Odkryłem, że wystarczy mi, gdy pięknie zagrana jest pojedyncza nuta. Ona sama, albo cichy rytm, albo moment ciszy – przynoszą mi wytchnienie". Och jak ta wypowiedź doskonale wpisuje się w jeden z moich ulubionych sposobów postrzegania muzyki. Mam w sobie wielki sentyment do muzyki ciszy i bardzo odpowiada mi teoria porównująca muzykę do białego światła zawierającego w sobie wszystkie barwy, które wydobyć może pryzmat będący duszą słuchacza. Dlatego dziś, 11 września, w tak ważnym dla świata dniu, zwłaszcza po roku 2001, ale ważnym również z racji roku 1935, w którym to Estonia wydała na świat Arvo Pärta - wielkiego kompozytora naszych czasów, z wielką przyjemnością zaproszę Was na podróż w mistyczną krainę dźwięków, oczywiście w wydaniu organowym, dziś w minimalistycznym wydaniu słownym.



Trivium - jeden z utworów wchodzących w skład "tintinnabuli" - gdzie muzyka upodabnia się do dzwoniącego dzwoneczka. Na początku przepełniony ciszą. Ale ciszą zwiastującą nadejście burzy dzwoniących grzmotów, po których tak jak w naturze świata, musi przyjść spokój i ukojenie. To nic innego jak obraz współistnienia dobra i zła, ciszy i hałasu, czy wreszcie harmonii duszy i ciała. Muzyka pokory, która doskonale wpisuje mi się w wydarzenia właśnie z 11 września 2001 roku, najbardziej podłego starcia dobra ze złem ostatnich lat.



"Rok po roku" - utwór stworzony z okazji 900 lat codziennego sprawowania Mszy Św. w niemieckiej katedrze w Speyer. Gromkie, galopujące salwy dźwięków na wstępie i ich lustrzane odbicie powracające w kodzie utworu są klamrą dla pięciu środkowych wariacji opartych na jednym motywie, symbolizujących pięć części stałych Mszy (Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus i Agnus Dei).

A na koniec jeszcze wpisująca się w "tintinnabuli" kompozycja, której konstrukcja jest bardzo podobna do powstawania i opadania fal oceanu: wszystkie głosy grają zasadniczo te same figury, tylko w różnych prędkościach, jedne wznoszą się podczas gdy drugie opadają. A to wszystko ukazuje nam nic innego, jak tylko wzloty i upadki naszego życia. Piękne to i cudowne, jak piękna i cudowna jest ta pełna metafizycznych uniesień muzyka genialnego Arvo Pärta.