czwartek, 30 sierpnia 2012

Magiczne dźwięki średniowiecza

Urodził się w bazylice Valère w szwajcarskiej miejscowości Sion dokładnie... 577 lat temu, ale po dzień dzisiejszy zachował niesamowitą sprawność i możliwości, których mógłby pozazdrościć mu niejeden młodzieniaszek urodzony już w XXI wieku. Posiada 8 głosów wydobywających się z zaledwie 376 piszczałek. Jest kręgosłupem gotyckiego organowego festiwalu odbywającego się w tym miejscu już od ponad 40 lat, który przyciąga najwybitniejszych organistów i ekspertów organów z całego świata, a niesamowitymi szczęściarzami są ci odwiedzający to urokliwe miejsce, którym dane było go zobaczyć, ale przede wszystkim wziąć udział w tej magicznej uczcie dźwięków, czyli usłyszeć najstarsze na naszej planecie nadające się do gry organy. A trzeba zaznaczyć, że jest ich niewielu, ponieważ zwiedzanie instrumentu nie jest powszechnie dostępne. Zapraszam zatem na magiczną podróż w odległe rejony muzyki organowej.
Wyobraźmy sobie, że wchodzimy do bazyliki i od razu kierujemy się w stronę wąskich i krętych schodów, na końcu których naszym oczom ukazuje się misternie wykonane cudo. To majstersztyk, do którego my - miłośnicy współczesnych instrumentów w naszych modernych świątyniach nie jesteśmy przyzwyczajeni. Nie posiada bowiem nieskończonej liczby klawiatur, przełączniczków, przycisków, pedałów i komputerowych wyświetlaczy, ale tylko jeden misternie wystrugany skromny manuał wzbogacony równie szykowną króciutką klawiaturą nożną. Takich instrumentów pochodzących z XIV wieku jest wprawdzie więcej (np. w Hiszpanii), ale w większości albo popadły one w ruinę, albo ich mechanizmy i elementy zostały podczas renowacji przeprowadzanych w XX wieku wymienione na nowsze, a te już nie dadzą takiego samego efektu. Opisywany instrument jest wyjątkowy, ponieważ zachowały się większości oryginalnych elementów mechanizmu. W 1700 roku instrument został zmodyfikowany na potrzeby wykonywania muzyki barokowej, dlatego też nie można do końca stwierdzić, czy brzmi on teraz tak, jak brzmiał pierwotnie, ale ze względu na zachowane elementy, jest wielce prawdopodobne, że jego charakter nadal osadzony jest w czasach średniowiecza.

Zobaczyliśmy organy z bliska, zejdźmy teraz na ziemię i zobaczmy je z dołu. Podnosimy głowę i widzimy malutki instrument osadzony niejako w specyficznym, przypominającym dziób statku kadłubie, wybudowanym później, bo w 1630 roku. Wzrok przykuwają również ciekawe malowidła wykonane na wewnętrznych stronach drzwi zamykających prospekt instrumentu. To dzięki nim tak naprawdę wiadomo, że instrument jest datowany na tamte czasy, ponieważ ustalono, że malowidła te stworzył malarz Peter Maggenberg właśnie między 1434 a 1437 rokiem. Należy też pamiętać, że organy były w tamtym czasie jedną z najbardziej skomplikowanych maszyn, jakie udało się stworzyć ludzkości do nadejścia rewolucji przemysłowej. Dlatego też ich wartość na owe czasy była niebagatelna. Twierdzi się, że powstały dzięki wielkiej figurze Guillaume de Rarogne, który ufundował instrument, a to czy fakt ten miał wpływ na objęcie przez niego posady biskupa Sionu jest kwestią niewyjaśnioną. Ostatnie prace konserwatorskie miały miejsce w 1954 roku. Od tego czasu ten pra-pra dziadek wszystkich organowych klawiatur świata ma się całkiem dobrze i zachwyca koneserów oraz miłośników muzyki dawnej i organowej swoim urokiem i niepowtarzalnym brzmieniem:





Dla zainteresowanych dyspozycja instrumentu:
Manuał

1. Principal 8'
2. Oktav 4'
3. Coppell 4'
4. Oktav 2'
5. Quint Major 2 2/3'
6. Quint Minor 1 1/3'
7. Mixtur II 1'

Pedał

8. Subbas II 16'+8'

czwartek, 2 sierpnia 2012

Urodziny, nowa szata i muzyka trochę inaczej...

Gdyby tak zacytować pewną kwestię z filmu, to brzmiałaby ona mniej więcej tak: "zmiany, zmiany, zmiany". To właściwie wystarczyłoby za cały komentarz dotyczący metamorfozy, którą pewnie już zdążyliście zauważyć. Stara wersja bloga utworzona 6 sierpnia 2009 roku była wąska, żeby wszyscy miłośnicy muzyki organowej z małymi monitorkami również mogli tu znaleźć coś dla siebie. Ale w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko staramy się albo maksymalnie zmniejszyć (co w opisywanej sytuacji nie byłoby najlepszym rozwiązaniem), albo maksymalnie zwiększyć, musiałem w końcu znaleźć chwilkę by zreorganizować trochę szatę graficzną i poszerzyć bloga, żeby i tym razem dogodzić organowym melomanom, ale już z ogromnymi, panoramicznymi monitorami. Czekam oczywiście na wszelkie uwagi i sugestie.

To już prawie trzy lata, jakeśmy się tu wszyscy zgromadzili na czytaniu, pisaniu, no i przede wszystkim na słuchaniu muzyki organowej: tej łatwiejszej, tej leżącej pośrodku ale i tej trudnej, która wymaga od słuchacza wyrozumiałości, uwagi i umiejętności znalezienia "tego czegoś" wśród masy kotłujących się dźwięków (dzisiaj również będziemy szukać "tego czegoś"). Było dużo o tonacjach, kompozytorach z różnych epok, wykonawcach godnych polecenia, instrumentach godnych posłuchania (choć zdarzyło się również miejsce, w którym ja osobiście nie znalazłem tego, czym sporo ludzi tak się zachwyca). Przewijały się różne mniej lub bardziej autentyczne historie, w których tle zawsze tkwiły organy. To małe podsumowanie ma służyć tylko jako wstęp do najważniejszego stwierdzenia na trzecie urodziny: TO JESZCZE NIE KONIEC I DALEKO MI DO NIEGO!

A dowodem na to niech będzie kolejna ciekawostka z organami w tle. Natknąłem się bowiem ostatnio na bardzo ciekawą płytę "Ceremony (2012)" pewnej młodej szwedzkiej artystki - Anny von Hausswolff, o ekspresyjnym i nieprzeciętnym głosie (na marginesie bardzo podobnym do Kate Bush). Na płycie znajdziemy 13 utworów, w których obok fortepianu, gitar i perkusji chyba najważniejszą i najciekawszą rolę odgrywają organy. Ciekawy to pomysł, by instrument zazwyczaj kojarzony tylko z Liturgią wpleść do muzyki nazwijmy to popularnej. Momentami delikatny, momentami zadziorny głos Anny doskonale współbrzmi z organową bestią, tworząc bardzo specyficzny świat różnorakich dźwięków, wymyślony i powołany do życia przez samą wykonawczynię. Ale uwaga, by móc w pełni zanurzyć się w ten raczej mroczny świat, wymagane jest od słuchacza nieco uwagi. Bez niej taka muzyka nie będzie mogła w ogóle zacząć się podobać. Najlepszą porą będzie zatem wieczór, a miejscem wygodny fotel lub kanapa w pokoju z przygaszonym światłem. Jeżeli do tego na Twojej półce stoi jeszcze Brian Eno, Sigur Rós, czy Lykke Li, to bez skrępowania możesz sięgnąć po tę płytę, bo z całą pewnością jest ona skierowana do lubujących się w eksperymentach i muzycznych innowacjach. Polecam!



PS. Jeżeli znacie jeszcze inne płyty z muzyką raczej nieklasyczną, w której wykorzystane zostały organy, napiszcie o tym. Wspólnie spróbujemy stworzyć taką listę.