czwartek, 2 sierpnia 2012

Urodziny, nowa szata i muzyka trochę inaczej...

Gdyby tak zacytować pewną kwestię z filmu, to brzmiałaby ona mniej więcej tak: "zmiany, zmiany, zmiany". To właściwie wystarczyłoby za cały komentarz dotyczący metamorfozy, którą pewnie już zdążyliście zauważyć. Stara wersja bloga utworzona 6 sierpnia 2009 roku była wąska, żeby wszyscy miłośnicy muzyki organowej z małymi monitorkami również mogli tu znaleźć coś dla siebie. Ale w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko staramy się albo maksymalnie zmniejszyć (co w opisywanej sytuacji nie byłoby najlepszym rozwiązaniem), albo maksymalnie zwiększyć, musiałem w końcu znaleźć chwilkę by zreorganizować trochę szatę graficzną i poszerzyć bloga, żeby i tym razem dogodzić organowym melomanom, ale już z ogromnymi, panoramicznymi monitorami. Czekam oczywiście na wszelkie uwagi i sugestie.

To już prawie trzy lata, jakeśmy się tu wszyscy zgromadzili na czytaniu, pisaniu, no i przede wszystkim na słuchaniu muzyki organowej: tej łatwiejszej, tej leżącej pośrodku ale i tej trudnej, która wymaga od słuchacza wyrozumiałości, uwagi i umiejętności znalezienia "tego czegoś" wśród masy kotłujących się dźwięków (dzisiaj również będziemy szukać "tego czegoś"). Było dużo o tonacjach, kompozytorach z różnych epok, wykonawcach godnych polecenia, instrumentach godnych posłuchania (choć zdarzyło się również miejsce, w którym ja osobiście nie znalazłem tego, czym sporo ludzi tak się zachwyca). Przewijały się różne mniej lub bardziej autentyczne historie, w których tle zawsze tkwiły organy. To małe podsumowanie ma służyć tylko jako wstęp do najważniejszego stwierdzenia na trzecie urodziny: TO JESZCZE NIE KONIEC I DALEKO MI DO NIEGO!

A dowodem na to niech będzie kolejna ciekawostka z organami w tle. Natknąłem się bowiem ostatnio na bardzo ciekawą płytę "Ceremony (2012)" pewnej młodej szwedzkiej artystki - Anny von Hausswolff, o ekspresyjnym i nieprzeciętnym głosie (na marginesie bardzo podobnym do Kate Bush). Na płycie znajdziemy 13 utworów, w których obok fortepianu, gitar i perkusji chyba najważniejszą i najciekawszą rolę odgrywają organy. Ciekawy to pomysł, by instrument zazwyczaj kojarzony tylko z Liturgią wpleść do muzyki nazwijmy to popularnej. Momentami delikatny, momentami zadziorny głos Anny doskonale współbrzmi z organową bestią, tworząc bardzo specyficzny świat różnorakich dźwięków, wymyślony i powołany do życia przez samą wykonawczynię. Ale uwaga, by móc w pełni zanurzyć się w ten raczej mroczny świat, wymagane jest od słuchacza nieco uwagi. Bez niej taka muzyka nie będzie mogła w ogóle zacząć się podobać. Najlepszą porą będzie zatem wieczór, a miejscem wygodny fotel lub kanapa w pokoju z przygaszonym światłem. Jeżeli do tego na Twojej półce stoi jeszcze Brian Eno, Sigur Rós, czy Lykke Li, to bez skrępowania możesz sięgnąć po tę płytę, bo z całą pewnością jest ona skierowana do lubujących się w eksperymentach i muzycznych innowacjach. Polecam!



PS. Jeżeli znacie jeszcze inne płyty z muzyką raczej nieklasyczną, w której wykorzystane zostały organy, napiszcie o tym. Wspólnie spróbujemy stworzyć taką listę.

3 komentarze:

  1. Polecam najnowszą płytę Bjork - Biophilia. Tam artystka kilkakrotnie wykorzystała organy piszczałkowe, które skonstruowano specjalnie na potrzeby tej płyty i które można podziwiać na jej koncertowych trasach. Zwłaszcza ciekawy jest moim zdaniem utwor "Hollow", utrzymany w skali całotonowej - organy grają w nim główną rolę.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się przypomniała również bardzo specyficzna trochę psychodeliczna płyta Second Hand i utwór Mainliner - http://www.youtube.com/watch?v=7aSzW2vy3VI

    OdpowiedzUsuń
  3. Klasyka wręcz. Dead Can Dance - Serpent's Egg - utwór Severance

    OdpowiedzUsuń