
Czy już sam początek nie jest jak katastrofa, którą na początku przypomina każdy większy remont i przeprowadzka? Wszystko co było do tej pory w miarę sensownie poukładane rozsypuje się jak domek z kart, spada w przepaść, resztkami sił próbując tylko wznieść się do poprzedniego poziomu. Gdzieniegdzie wśród gęstwiny kurzu i pyłu (tak, chodzi mi o ten z rozkuwanych ścian) przebija się malutkie światełko w tunelu, które w miarę upływu czasu staje się coraz wyraźniejsze dając tym samym nadzieję, że jeszcze tylko tydzień, dwa i wszystko wróci do normy. Ale światełko to przygasa, bo oto nadchodzi ekipa z maszynką do cyklinowania parkietów w postaci specyficznego, nacechowanego bardziej negatywnymi emocjami motywu fugi, który wraz z wwiercającym się niczym wiertarka udarowa w beton pedałem (zwłaszcza w zakończeniu) doskonale oddaje atmosferę panującą podczas reperacji mieszkania. A samo zakończenie to przecież ewidentna szlifierka kątowa z milionem rozbryzgiwanych dookoła iskier, charakterystycznym "metalicznym" brzmieniem i przebijającym się co chwilę młotkiem oraz meselkiem pana majstra.
No dobrze, to że nad naszym remontem zawisły ciemne chmury już wiemy, ale co z tonacyją, która zgodnie z tytułem posta miała być tutaj scharakteryzowana? A tu niespodzianka. Mam bowiem wrażenie, że znalazłem doskonały przykład, który nijak ma się do tej właśnie charakterystyki i świadczy albo o pomyłce autora tej definicji, albo o niesamowitym talencie pana Bacha, który z każdej, nawet najbardziej potulnej tonacji, potrafi wysupłać potwora. Oto ta krótka, ale konkretna charakterystyka:
"A-moll cechuje nabożnej kobiety miękki charakter i potulność".
Ja przepraszam, czy tutaj można usłyszeć nabożną kobietę, która w dodatku ma miękki charakter? Gdzie tu u licha potulność? Jeżeli to faktycznie ma być kobieta, to przypomina ona raczej istną bestię, która nie ma w sobie nic z łagodności, subtelności, czy nawet sympatyczności... A może ta subtelna kobieta wywarła swym "miękkim charakterem" taki wpływ na Jaśka, że nie wytrzymał i popełnił takie "udarowe" dziełko? Wiem wiem... Etap mojego życia, w którym obecnie się znajduję - nazwijmy to "napudełkowy" i związany z nim stan psychiczny, może wypaczać trochę pogląd na takie kwestie. Gdyby się bardzo postarać, w większości utworów pana Jana znajdę teraz kurz, dźwięk wiertarki, albo huk młota. Dlatego póki co przełknę może łyczek "amola" i obiecuję zbadać temat w nieco normalniejszych warunkach...