wtorek, 24 maja 2016

Sonatowe tapetowanie

Czas najwyższy na wiosenno-letnie remonty. Zajmiemy się zatem odświeżeniem naszego muzycznego pokoju, kładąc na jego ścianach zupełnie nowe tapety. W tym sezonie niech będą modne tapety sonatowe. Rozwijamy pierwszą rolkę, ciaptamy klejem i sru na ścianę. Naszym oczom wyłania się następujący obraz:



Piękny, bogaty w ornamenty, mieniący się imitacjami powtarzający się wzorek w rytmie sonaty C-dur niejakiego Justina Heinricha Knechta (1752-1817) - niemieckiego kompozytora i organisty. Jest przyjemna dla ucha melodia, jest pomysł i charakterystyczny dla tamtych czasów styl sonaty organowej. Wszystko gra i świetnie leży na naszych opatrzonych do tej pory muzycznie ścianach. Z Niemiec błyskiem siekiery przeskakujemy do Włoch i sięgamy po kolejną rolkę sonatowej tapety z tego samego okresu. No to kleim:



Włoski brylant w pełni. Lśni, migocze tysiącem barw, doskonale komponuje się z poprzednią tapetą. Ale już pod nasze wiaderko z klejem do tapet toczy się dla odmiany o wiele grubsza i cięższa rolka:



Niemiecka precyzja i kunszt romantyzmu reprezentowanego przez pana Augusta Gotfryda Rittera - współtwórcy dzieł muzycznych określanych mianem organowej sonaty romantycznej. A jeżeli współtwórcy, to nie może zabraknąć również drugiego kolegi, który znał się na rzeczy tak samo dobrze:



Romantycznie zrobiło się na naszej muzycznej ścianie. No to do kolekcji trzeba nam teraz tylko "odrobinę" tapety wykonanej ze stali potrójnie hartowanej, która niczym walec wtoczy się na naszą ścianę robiąc spustoszenie wśród dziur po gwoździach i wszelkich nierównościach wynikających z niezbyt udanej roboty poprzedniej ekipy remontowej:



Ufff... Toż to istny majstersztyk pana Guilmant'a. Ile tu się dzieje. To właściwie nie jedna, a kilkadziesiąt ciężkich maszyn wtoczyło się na nasze ściany. Cud, że jeszcze stoją. A skoro takie wytrzymałe, poddajmy je jeszcze jednej próbie wytrzymałościowej za sprawą Juliusa Reubke i jego buldożera w postaci słynnej, inspirowanej Lisztowym "Ad nos, ad salutarem undam" sonacie c-moll. Tu już nie będzie tak łatwo jak przed chwilą. Gotowi? Trzymajcie się mocno!



No to szczyt romantycznego repertuaru mamy już za sobą. Żyjecie jeszcze w tym sonatowym remoncie? Ledwo? No to odpocznijmy nieco:



Emocje nieco ostudzone, robota już prawie wykonana. No to na sam koniec, jako ostatnia rolka na naszej cudownie zapełnionej sonatowymi dźwiękami ścianie, wyląduje sam mistrz stylu barokowego, doskonałe dopełnienie całości:

Tapetowanie uważam za udane. Miejmy nadzieję, że żaden pas z naszych muzycznych tapet nie będzie się odklejał. No to co następne? Kuchnia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz